czwartek, 30 stycznia 2014

Imagin z Louis'em cz. 18

      Ucieszona rzuciłam mu się na szyję. Z radości chciałam roznieść budynek. Problemy się skończyły. Prawie... Ze szpitala Lou miał wyjść jutro, bo poza rozwaloną lekko głową i zanikiem pamięci, który minął, nic mu nie było. Wróciłam do domu i od razu położyłam się spać. Rano wstałam i ruszyłam spacerkiem w stronę szpitala. W kiosku, przy drodze, kupiłam gazetę, zwinęłam ją i włożyłam do torby. Umówiłam się z Lou w parku, obok szpitala i tam właśnie się zatrzymałam. Usiadłam na ławce i zaczęłam czytać wcześniej kupiony magazyn. Na pierwszej stronie było napisane: "Eleonor is back!". Zaciekawiona otworzyłam gazetę na tym właśnie artykule. Po przeczytaniu go byłam w szoku. Napisali tam, że El i Lou znowu są razem. Wiedziałam, że to plotka, Louis by mi tego nie zrobił, ale zabolał mnie widok ich zdjęć za szpitala.
     Siedziałam tak sama, a łzy zaczęły spływać pomału po policzkach. Byłam zasmucona widokiem Lou z nią... Wtedy ktoś podszedł od tyłu i pocałował mnie w szyję. Momentalnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Szybko złożyłam gazetę. Tommo zauważył, że płakałam i od razu zaczął wypytywać, co się stało. Nie chciałam mu powiedzieć, jednak zauważył magazyn i wziął go w ręce. Lekko zasmucony siadł niedaleko mnie i szybko przeleciał wzrokiem po artykule.
- Wiesz co to oznacza? - zapytał.
- Nie do końca - odpowiedziałam szybko, patrząc mu głęboko w oczy. Złapał mnie za ręce.
- Musimy na razie przystopować - kiedy zauważył, że chcę zaprotestować, ciągnął dalej - Przynajmniej do czasu, aż ta sprawa nie zniknie z gazet.
- Chcesz przerwy - odparłam bliska łez.
- Tak.
    Wyrwałam moje dłonie z jego lekkiego uścisku i zaczęłam biec jedną ze ścieżek tego parku. Zdziwiona spoglądałam za siebie, a Louis siedział bezczynnie. Miałam go dość. Zachowywał się jak jakiś bachor, który nie umie przyznać się do swoich błędów i ukrywa wszystko, bo komuś może się nie spodobać to co robi. Doszłam, a raczej dobiegłam, do jakiegoś ogromnego mostu, i usiadłam przy jego barierce. Płakałam i nie mogłam przestać. Czułam w sobie pustkę, jak po utracie kawałka siebie. Przyszedł mi SMS od: KINGI.
   Nie chciałam go czytać, ale skoro napisała, musiała mieć powód.
"Kiedy wracasz? Muszę z tobą pogadać."
      Ten SMS umocnił mnie w przekonaniu, że moje życie nie toczy się tu, a moje miejsce jest w Polsce. Sama nie wiem, jak trafiłam do domu, ale zaraz po tym, jak weszłam, zaczęłam się pakować. Zajęło mi to 30 minut. Po chwili moje walizki były na dole. Wszyscy byli u siebie w pokojach, więc nie zauważyli, co planuję. Napisałam osiem krótkich listów z podziękowaniami za wspaniałe chwile i umieściłam listy przed drzwiami ich pokoi. Właśnie zostawiałam ostatnią z kopert, kiedy usłyszałam fragment rozmowy przez uchylone drzwi. Podeszłam bliżej i schowałam się za ścianą.
- Wiem, ze mnie pragniesz! - usłyszałam damski głos. Zmarszczyłam zdziwiona brwi. Znałam ten głos.
- Ale co ty wygadujesz?
- Nie broń się dłużej przed naszym uczuciem.
        Zajrzałam do środka i zobaczyłam Wiktorię, całującą Louisa. Byłam w szoku.
- Zdrajcy! - krzyknęłam i wybiegłam do taksówki, która już na mnie czekała.
       Odjechałam z piskiem opon, prosto na lotnisko. W ok. 2 min. dostałam miliony wiadomości, miałam tony nieodebranych połączeń. Wyłączyłam telefon. Wysiadłam na lotnisku i poszłam kupić bilet. Samolot odlatywał za 15 minut. Miałam szczęście. Pobiegłam szybko i po chwili już byłam w samolocie i widziałam zamykające się drzwi pojazdu. Na lotnisko wbiegł Louis wraz z Niallem. Mój samolot właśnie odlatywał. Zauważyłam jeszcze Louisa, klęczącego z głową na kolanach.
      Płakałam całą drogę do domu. Wysiadłam z samolotu i szybko dojechałam na miejsce. Rodzice widzieli, w jakim jestem stanie, więc dali mi spokój. Kiedy zamykałam się w pokoju usłyszałam jeszcze, jak tata powiedział coś w stylu "To zawsze się tak kończy". Położyłam się na łóżku i wybuchłam histerycznym płaczem. Nawet nie pamiętam chwili, kiedy zasnęłam.

/ Diana Tommo.
 CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz