sobota, 11 stycznia 2014

2♥


Harry
            Wpatrywaliśmy się w nią zaskoczeni. Zacząłem się zastanawiać, czy Kate kiedykolwiek mówiła coś o jakiejś kuzynce. Nic nie przychodziło mi do głowy, kiedy nagle zauważyłem niebieskie pasemko na jej kruczoczarnych włosach. Kate opowiadała mi o niej.  Zawsze chamska, uparta, ubierająca się niczym Gotka.  Teraz nie pasowała mi do tego opisu, z wyjątkiem charakteru. Miała ładną twarz, jej włosy opadały falami na ramiona. Była ubrana zwyczajnie, na luzaka.
- A ja o tobie dużo słyszałem – odparłem wyzywająco. Zmarszczyła brwi.
- Harry, Harry, Harry… - mamrotała pod nosem –A ! Wiem ! – wykrzyknęła po chwili – To ty jesteś tym gnojkiem, w którym kochała się Kate ?
- Ym… - zgasiła mnie, mówiłem beznamiętnie – To ja ! We własnej osobie.
            Roześmiała się gorzko, poprzez łzy.
- To twoja wina  ! – rzuciła wściekła – Mam rację ?!
- Vivienne – powiedział Liam, chcąc ją uspokoić.
- Tak, to moja wina – powiedziałem przygnębiony.
- Ty popierdoleńcu ! – wrzasnęła i rzuciła się na mnie – Wyłysiej śmieciu !
            No tak, Kate coś wspominała, że Vivienne dużo przeklina. W ostatniej chwili Liam złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Ciągle wyrywała się  w moją stronę.
- Vivienne ! – krzyknął Liam, próbując ją uspokoić – Vivienne ! – nadal nic – Viv…- dodał spokojniej.
*
Viv
            Zamarłam.
                        Viv, Viv, Viv…
            To imię dźwięczało w mojej głowie. Tylko jedna osoba tak mnie nazywała, Kate… Pozwoliłam Liam’owi się wyprowadzić.
- Wydaję mi się, że cię nie polubię – mruknęłam na odchodnym do Harry’ego.
            Stałam na korytarzu z Liam’em, próbując pozbierać myśli. Oparłam się na ścianę i zsunęłam na podłogę. Schowałam głowę między nogi i rozryczałam się na dobre. Usłyszałam, jak Liam usiadł obok mnie. Czułam się głupio, płacząc przy nim.
- Czemu to ja musiałam wyjść, a nie on ? – zaszlochałam.
-Bo to ty rzuciłaś się na niego, próbując wydłubać mu oczy – odpowiedział spokojnie.
- To nie fair ! – rzuciłam dziecinnie.
- Życie jest nie fair – mruknął Liam.
            Zerknęłam na niego. Wpatrywał się w drzwi przed sobą. Wiedział, że mu się przyglądam, choć udawał, że tego nie zauważa. Nadal otwarcie mu się przyglądałam, gdy nagle spojrzał się na mnie. Szybko odwróciłam wzrok i wytarłam nos rękawem.
- Nie patrz się na mnie, kiedy ryczę – powiedziałam prędko, niczym małe dziecko.
            Liam roześmiał się cicho.
- To nie zbrodnia trochę popłakać – odpowiedział i odwrócił wzrok.
            Znów się na niego spojrzałam pełna podziwu. Zauważyłam, że miał zaciśnięte szczęki i zmęczone oczy.
- Wyglądasz na wykończonego – odezwałam się nagle.
-Ty też – odpowiedział, nawet na mnie nie zerkając – Ile zajęła ci podróż tutaj ?
- Około 24 godzin – odparłam mechanicznie – Miałam parę problemów z dojazdem.
- Jesteś bardzo blisko z Kate ? – zapytał mnie.
- Wychowałyśmy się razem – odparłam spokojnie – Zawsze się mną zajmowała. Jest dla mnie  jak siostra. Strasznie przeżywałyśmy, kiedy nas rozdzielono.  Musiałam się wyprowadzić do taty – nim zauważyłam, zaczęłam już paplać, jak najęta – Moja mama zmarła pięć lat temu, więc ojciec wspaniałomyślnie uznał, że to czas by mną się zajął – powiedziałam gorzko.  Zaczęłam mu opowiadać o swoich przygodach  z Kate.  Co chwila zadawał pytania, komentował lub śmiał się z naszej głupoty. Był naprawdę wspaniałym słuchaczem.
- Czyli jesteście nieźle ze sobą zżyte – powiedział Liam, kiedy po jakimś czasie skończyłam swoją opowieść.
-  A ty musisz być w niej zakochany – oparłam z uśmiechem.
            Nagle spojrzał się na mnie zdziwiony, ale nic nie odpowiedział. Siedzieliśmy jeszcze trochę w milczeniu, pragnęłam tylko wrócić do Kate.
- Chodź, odwiozę cię do domu – powiedział Liam, nagle wstając.
- Ale Kate…
- Obiecuję ci, że odwiedzimy ją jutro – powiedział,  uśmiechając się do mnie smutno – Musisz odpocząć. Zabiorę cię do domu Harry’ego. Nie martw się, jego rodziców teraz nie ma.
- Prędzej to jemu przyda się odpoczynek – mruknęłam.
- Dla niego już nie ma ratunku.
*
Harry
            Znów to samo. Obudziłem się z walącym sercem. Nic nie może teraz uratować mnie od tego koszmaru. Za każdym razem to pieprzone uczucie straty ! Nie potrafię już normalnie zasnąć. Boję się śnić, dlatego staram się ciągle czuwać, by nie wracały do mnie obrazy z tamtego wypadku, oślepiające światła ciężarówki, pisk opon, krew, Kate…
            Cudem uszła z życiem. Był już wieczór. Przeklęta pora, kiedy wszyscy już kładą się do snu. Co im to da ? Zasraną wizję swoich udupionych dni. To nie ma końca.
            Ktoś cicho zapukał. Wiedziałem już kto. Louis. Przycupnął na łóżku Kate. Wpatrywał się w nią smutno.
- Nie przesadzasz trochę ? – zapytał w końcu – Przecież wiesz, że wszyscy boimy się o Kate, ale szkodząc sobie wcale nie sprawisz, że nagle wyzdrowieje.
- Nic na to nie poradzę – mruknąłem gniewnie.
            Louis westchnął. Ostatnio nasz zespołowe kontakty nie układały się najlepiej i on o tym wiedział.
- Wiesz –zaczął spokojnie – Kate jest dla nas wszystkich bardzo ważną osobą, nie uważasz ? To dzięki niej poznaliśmy nasz piękne dziewczyny – powiedział z uwielbieniem, a ja przewróciłem oczami – i to ona sprawiła, że staliśmy się zespołem. Ona i jej przyjaciółki. Każdemu, nam z osobna, pokazała jak powinna wyglądać taka współpraca. To dzięki niej nadal istniejemy…
- Do czego dążysz ? – zapytałem, przerywając mu. Miałem dość słuchania, jaka to Kate jest wspaniała, skoro teraz leżała przede mną, z ledwo widocznymi oznakami życia.
- Chcę byś wybrał się z nami do baru. Posiedzieć, porozmawiać…
- Nie wydaję mi się, aby był to najlepszy teraz pomysł – mruknąłem. Co to w ogóle za idiotyzm ? – Nie chcę zostawiać Kate.
- Jej rodzice chcą dzisiejszą noc tu przesiedzieć. Nie będzie sama – powiedział prędko – Musisz trochę odpocząć.
- To nic nie da – warknąłem – Skąd w ogóle taki popierdolony pomysł ? – rzuciłem wściekły.
- Harry, spokojnie – zareagował szybko Louis – Widzisz, co dzieje się z zespołem. PO prostu chcemy to trochę naprawić. Pomyśl, czego chciałaby Kate…
            Specjalnie to robił. Niech to szlag ! Oczywiście, że chciałaby, żebym poszedł, zważywszy na nasze obecne stosunki zespołowe.  Louis korzysta z moich słabych stron.
- Nie daj się namawiać…
- Dobra – odpowiedziałem szybko – Ale nie myśl sobie, że długo tam posiedzę.

- Dzięki, stary – odparł Louis, poklepując mnie po plecach – Poprawiłeś mi humor.
_________________________________
I jak Wam się podoba nowy rozdział ?
Chcecie więcej ?
KOMENTUJCIE ! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz